Log Horizon tom 1 – Początki Innego Świata

utworzone przez | kw. 9, 2017

Debiut Studia JG w raczkującym polskim świecie light novel. Po tym, jak Kotori odniosło sukces, wydając znany Sword Art Online, JG postawiło na tytuł, który na pierwszy rzut oka może wydawać się podróbką SAO i serii .hack, próbując odtworzyć już sprawdzony schemat. Czy tak rzeczywiście jest?
Cytując Radosława Kotarskiego: “Nic bardziej mylnego”.

Święty Graal MMORPG?

Elder Tale. Gra istniejąca już wiele lat, która – mimo ciągłego opierania się na przestarzałych mechanikach – nadal zyskuje na popularności, dzięki czemu jej serwery istnieją na całym świecie. Mapa to odwzorowany w skali 1:4 nasz świat. Przez długi czas gra rozrosła się o multum questów, profesji, ras, raidów, funkcjonalności w zakresie komunikacji. Biorąc pod uwagę większość tych cech, może przychodzić na myśl World of Warcraft. Jednak pewnego dnia w ciągu jednej chwili wszyscy zalogowani gracze trafiają bezpośrednio do świata gry. Ten dzień został nazwany “Katastrofą” i zbiegł się z momentem wydania najnowszej dużej aktualizacji, więc zalogowanych graczy było sporo.

Głównym bohaterem naszej historii jest Shiroe – półalv, zaklinacz. Nazywany przez innych “Jadowitym Okularnikiem”. Jego postać ma 90 poziom. Skonfundowany obecną sytuacją próbuje się dowiedzieć jak najwięcej o świecie, który na pierwszy rzut oka wydaje się taki jak w komputerowej grze, jednak wiele elementów zmieniło się lub wyewoluowało.

Świat gry posiada własną historię oraz mity, które napędzają przygody. Miejscem akcji jest serwer japoński, jedna z 5 miejscowości: miasto startowe Akihabara. To tutaj przynależy połowa z 30 000 Japończyków, którzy utknęli w grze. Akiba jest centrum handlu, nowicjuszy i największych gildii. Gracze w świecie Elder Tale nazywani są Poszukiwaczami Przygód, a NPC tuziemcami. Po Katastrofie NPC-e już nie są dłużej bezdusznymi, zaprogramowanymi na sztywno modelami, a pełnoprawnymi mieszkańcami. Da się z nimi swobodnie rozmawiać, handlować, a nawet ich zatrudniać. Populacja tuziemców po najnowszej aktualizacji wzrosła wielokrotnie. Każdy budynek został wystawiony na sprzedaż. Postacie posiadające rasę powiązaną z ludzką otrzymały prawdziwe twarze graczy. Zniknęła możliwość pisania wiadomości, pozostał tylko czat głosowy (co sprawiło problemy osobom grającym inną płcią). Maksymalny poziom rozwoju postaci został podniesiony z 90 do 100 poziomu. I najważniejsze – zniknęła możliwość wyjścia z gry. To tylko najbardziej zauważalne zmiany, jakie można było dostrzec pierwszego dnia po Katastrofie. Wiele innych tajemnic czeka jeszcze na odkrycie.

I tom pokazuje nam, że graczy ta sytuacja przeraża, wielu jest załamanych i nie wie, co począć. Internet, filmy, rodzina, szkoła – wszystko przepadło. Nic w tym świecie nie zadba o ich bezpieczeństwo, nikt im nie powie, co mają robić. Ich ataki nie działają już tak skutecznie na potwory jak wcześniej. Uczucie beznadziei przytłacza zdecydowaną większość osób, które utknęły wewnątrz gry. Doświadczeni Poszukiwacze Przygód znają cenę informacji, dlatego od razu skupiają się w grupy i szukają sposobu na szybki zarobek, by potem bez zmartwień myśleć o powrocie do swojego świata. Elder Tale daje bardzo dużą swobodę graczom w wyborze sposobu życia.

Powstaje niewolnictwo, gildie chcą jak najszybciej urosnąć w siłę, rekrutując jak najwięcej graczy. Trwa wyścig z czasem – czy zostaniesz w tyle i będziesz wykorzystywany, czy jednak zdecydujesz poznać ten świat i walczyć u boku innych?

Od tej decyzji zależy dalszy los każdej jednostki. Okularnik, który ostatnio stronił od towarzystwa, też rozumie powagę sytuacji. Dlatego poznajemy wielu nowych i starych kompanów Shiroe, którzy wraz z nim próbują okiełznać świeże oblicze wydawałoby się znajomego Elder Tale. A pierwszą okazją będzie wyruszenie do innego miasta władanego przez bandycką gildię prowadzącą handel tuziemcami i żeńskimi Poszukiwaczami Przygód, by odbić jedną z członkiń gildii Crescent Moon Alliance.

Log Horizon zainteresował mnie innym podejściem do tematu niż wymienione na początku recenzji dwa tytuły. SAO skupiało się na przeżyciach wewnętrznych, romansie. Seria .hack// traktowała o hakerstwie, wpływie bugów na funkcjonowanie hełmu wirtualnej rzeczywistości. Za to tutaj mamy tło fabularne, dzięki któremu poznajemy niezwykłe mechaniki rządzące tym światem i można powiedzieć, że gra jest drugim głównym bohaterem. Jednak w pierwszym tomie skupiamy się przede wszystkim na wstępnej fazie ku stabilizacji sytuacji, jaka panuje po Katastrofie.

Postacie są dość różnorodne, lecz nie przekraczają pewnej granicy. Intrygujące są znajomości Shiroe oraz gdy narrator wspomina o jego przeszłości, która będzie się pewnie przewijać przez całą historię Log Horizon. Ze względu na specyficzność świata MMORPG gracze wyolbrzymiają swoją osobowość, by wykreować swój niepowtarzalny charakter. Poszukiwacze Przygód nadal trzymają się wykreowanych cech, ale dochodzi teraz empatia. Wcześniej nikt nie musiał martwić się o innych, bo śmierć dotyczyła postaci w grze i zawsze wracały one do życia. Tym razem nie wiedzieli, czy ta śmierć, która dotknie ich bezpośrednio, będzie tak samo prosta, jak to było do tej pory, dlatego boją się nie tylko o swoje życie, ale i innych. Jednakże ta empatia nie udziela się w podobnym stopniu do wszystkich – dobrze to widać w ostatnim rozdziale, gdzie jeden z bohaterów odcina głowę innemu graczowi, bo przecież “za zło trzeba karać”. Więc nie tylko walczą ze światem oraz innymi osobami, ale także ze sobą o człowieczeństwo – aby nie zapomnieć, że bycie w grze nie zwalnia ich z bycia ludźmi.

Jednak wszystko ma swoje zalety i wady

We wpisie Od autora można zrozumieć, że dwa pierwsze tomy są podzielonym na pół wstępem do powieści. Miałem pewne pytania po przeczytaniu pierwszego tomu, na które dostałem bardzo zwięzłe odpowiedzi w kolejnym tomie, dlatego nie widzę sensu, by o nich pisać.

Pewną wadą dla mnie jest to, że autor chyba chciałby przedstawić brutalniejszą historię, lecz coś go powstrzymuje. Przez większość czasu panuje ani za ciężki, ani za lekki klimat, ale w pewnych krótkich momentach nagle to uczucie zostaje zachwiane przez np. krew. W SAO i .hack nie przypominam sobie, by tam były jakieś sceny z udziałem krwi, a w omawianym tomie z 3 razy jest wspominana. Szkoda, że autor nie skupił się bardziej na opisach walk, które są na mój gust za proste. Na epickość walk na razie nie ma co liczyć. Trzeba poczekać na jakiś raid i zobaczyć, czy tam będzie lepiej.

Dzięki staraniom tłumaczki osoby niemające styczności z grami MMORPG powinny móc łatwiej wsiąknąć w ten świat, gdyż starała się stosować jak najwięcej polskich określeń, nawet jeśli w polskim żargonie się takich słów nie używa, jednak dla fanów MMORPG ta zmiana może przynieść odwrotny efekt.

A skoro już chwyciłem się tłumaczenia, to przejdźmy do kwestii technicznych.

Debiut, który pozostawia wiele do życzenia

Zaczniemy najpierw od tłumaczenia.

Niestety widać, że tłumaczka walczyła ze wstępnym tłumaczeniem tego tomu. Dość często najgorszy jest początek przez przeniesienie na polskie realia wielu określeń i mechanik, które są wytłumaczone dopiero w kolejnych tomach. Tutaj żaden doświadczony gracz MMORPG nie miałby problemu ze zrozumieniem czegokolwiek, o czym mowa w prologu i I rozdziale. Jednak w tomiku Studia JG jest widoczny brak większej styczności z tego typu grami, co czuć po tworzeniu słów, których w slangu się nie używa. Nie mam na myśli “czołgów”, bo rozumiem zamysł, jaki przyświecał podczas tłumaczenia. Lecz “hapeki”, “statsy”… Ani razu nie widziałem i nie słyszałem, żeby ktoś ich używał w grze, za to miałem styczność z: “życie”, “hape”, “staty” i “statystyki” (nie licząc angielskich słówek). Spotykałem się z hapekami w różnych materiałach i artykułach, ale jako pojęcie mechaniki gry, a nie określenie, ile życia nam zostało. Nie jestem zagorzałym graczem MMORPG, mam za sobą takie gry jak World of Warcraft, Mu Online, Vindictus oraz Cabal i się nie spotkałem z takim słownictwem. To dopiero początek moich zastrzeżeń, które najbardziej widoczne są w I rozdziale i (już w mniejszym stopniu) w II rozdziale.

Tłumaczka miała ewidentny problem, co zrobić ze zgryźliwymi tekstami dot. libido jednego z bohaterów. Gdy przeczytałem “zboczuch w cugu”, rzuciłem książkę na szafę i wróciłem do oglądania anime. Miała to być odpowiedź rymująca się z wypowiedzią innej osoby, ale wyszło bezsensownie.

Na plus zaliczam stylizację wypowiedzi Maryelle – dodaje uroku postaci swoimi niezgrabnymi wypowiedziami.

Widać też delikatne skłonności do stosowania skrótów myślowych, które mogą być dla kogoś niezrozumiałe. Kieruje umysł tego, który ją dzierży, na właściwe tory i oświetla mu drogę w ciemnościach niewiedzy – to zdanie można różnie zinterpretować, zadaniem tłumacza jest niedoprowadzanie do takich sytuacji. W japońskiej wersji domysły zostały ograniczone do minimum. Zdarzały się też potworki:

Przeżuwając w ramach drugiego śniadania chińską bułeczkę z mięsem, Naotsugu westchnął ciężko.
Swoje pierwsze wrażenie, gdy po raz pierwszy […]
[…] Naotsugu, który jest mocny na froncie.

Kilka dni po premierze przelała się fala oburzenia za usunięcie rozkładówki. Cytując Studio JG: “Z powodu wysokich kosztów licencji, musieliśmy wstrzymać się z drukowaniem kolorowych stron w pierwszym tomie, ponieważ nie chcieliśmy “zapobiegawczo” podnosić ceny tomiku”.

W LN to dość standardowy element książki, a wydawnictwo zdecydowało się go pozbyć. Po zażaleniach od drugiego tomu rozkładówki są już drukowane normalnie, a cena detaliczna nie wzrosła (zamiast II wydania I tomu z dodaną rozkładówką znajduje się ona w II tomie po drugiej stronie oryginalnej rozkładówki).

Trzecim zarzutem jest problem z formatowaniem tekstu. Starsze stażem wydawnictwa stosują bardzo wąski zakres odstępu między słowami, jednakże w Log Horizon #1 jest on zdecydowanie za duży, a w niektórych miejscach wręcz wymyka się spod kontroli.

Wygląda to dość komicznie. Do tego możemy dołączyć problem z odstępami między literami w ilustracjach, na które nałożono tekst. Na stronach rozpoczynających I rozdział jest to najbardziej widoczne.

W dialogach stosuje się myślniki, mające być rozpoczęciem wypowiedzi, a między myślnikiem i zdaniem wstawia się odstęp wymuszony tabulatorem lub odpowiednimi narzędziami w edytorach tekstu. Jednak nie tutaj, gdyż postanowiono pójść po linii najmniejszego oporu i stosować spacje jako zamiennik tabulacji. Każdy, kto pisał jakieś prace i wyliczał coś w myślnikach, wie, jak zdradliwe potrafią być spacje w formatowaniu. Dlatego nie należy się dziwić, gdy jedno zdanie pod drugim ma inny odstęp od myślnika. Ma się wrażenie, że stosowano od 1 do 3 spacji w takich miejscach. Tutaj już w mojej opinii albo DTP zawiniło, albo korekta.

To były te najważniejsze zarzuty. Jest też wiele rzadziej spotykanych, od tworzenia neologizmów (“zbolec”, “non-playing character”), używanie pieszczotliwych określeń w zgryźliwych uwagach, błędy leksykalne, wpychanie archaizmów w kwestie osób, które ich nie stosują, po te najlżejsze: złe ułożenie ilustracji (spoileruje nam o jedną stronę za wcześnie przebieg sytuacji), bandzior parający się handlem niewolników, który krzyczy “Zmów pacioreeek!”, oraz (wiem, czepiam się) przetłumaczenie light novel na “nowelkę”. Jeżeli chcemy się bawić w kalki z engrisha, to już niech będzie “novelka”. Nowela to krótka powieść, nowelka to oczywiste zdrobnienie od nowela. Czyli jeszcze krótsza powieść? Tak właściwie, to co przeszkodziło tłumaczce w użyciu słowa “powieść”?

Co do wykonania książki:

Mamy do czynienia z papierem drzewnym o większej gramaturze. Nie tłuszczy się, nie spotkałem się z defektami typu słabo odciśnięty tekst. Ma delikatny żółty odcień. Okładka jest zdecydowanie w moim typie – matowa z laminowanymi elementami. Dobry wybór między znienawidzoną przeze mnie śliską okładką a trochę droższą pół-twardą okładką, jaką stosuje Fabryka Słów. Lecz można było dać trochę grubszą warstwę laminatu, a skrzydełka nie są w moim guście.

Ilustracje są dość proste i standardowe – można rzec “bezpieczne”. Dobrze wykonane, nie można o nich złego słowa powiedzieć, jednak nie wyróżniają się. Standardowa rzemieślnicza robota w wykonaniu ilustratora, chociaż projekt okładki jest dość ciekawy – przywodzi na myśl komiksy widziane pod lupą.
W książce od Studia JG ilustracje są dobrej jakości. Rozłożone na całą powierzchnię kartki świadczą o staranności wykonania, gdyż oryginalne wydania LN mają inny format niż u nas, dlatego często w angielskich wydaniach wymusza się zmieszczenie całej ilustracji, mimo że zostają potem puste przestrzenie na stronie. Tutaj poświęcono ten niewielki nic nieznaczący kawałek na rzecz lepszej estetyki. Marginesy są dobrze rozłożone – większe od strony grzbietu, by nie było trudności z czytaniem przy niewielkim kącie otwarcia książki, od zewnątrz są mniejsze, ale nie na tyle, by palce zasłaniały tekst.

Brawa dla Studia JG w kwestii wyboru materiałów i rozłożenia ilustracji. Przydałoby się tylko trochę bardziej się postarać nad formatowaniem tekstu.
Pozostaje życzyć tłumaczce gładszego i naturalniejszego tłumaczenia przyszłych tomów, a korektorce staranniejszego podejścia do tego, co koleżanka podsyła.

Podsumowanie

Zdecydowanie polecam wszystkim fanom historii o tym, jak to ludzie trafiają do alternatywnej rzeczywistości. Red ma już dość tego typu schematów, lecz wciąż ten temat cieszy się dużą popularnością i pisarze próbują nowych metod, by to samo ubrać w nowe szaty.

Mamare Touno nadał przedstawionej historii cechy, których próżno szukać w Sword Art Online.

Od początku motyw Log Horizon był skazany na sukces, potrzeba było jedynie wprawnej ręki, która da podwaliny pod rozbudowaną historię. I się udało. Jednak nie należy oczekiwać po tej powieści epickości – stawia się w niej na analizę sytuacji, nie na akcję, co uważam można było zrównoważyć i dałoby lepszy efekt. Lecz to powieść młodzieżowa – zbyt duże ryzyko w dłuższym okresie czasu.

Tłumaczenie raz jest na dobrym poziomie, raz na przeciętnym. Obniża próg wejścia dla niezaznajomionych ze slangiem MMORPG w porównaniu do oryginału, jednakże wiele problemów jest widocznych od prologu po II rozdział, które powinno się wyeliminować na etapie korekty.

Użyto standardowych materiałów przy tworzeniu książki. Miękka matowa okładka z laminowanymi elementami zbliża ich do poziomu dużych wydawnictw, skrzydełek osobiście nie lubię, bo kojarzą mi się z tandetnymi obwolutami. Starannie opracowane rozmieszczenie ilustracji wraz z grubym papierem dodaje profesjonalności książce. Jedynie się można przyczepić formatowania tekstu, do którego idzie się przyzwyczaić, ale wolałbym, żeby dążyli do lepszej jakości sprzedawanych książek. Nie podoba mi się ten trend wymuszania większej ilości stron w książkach, które wśród polskich wydawnictw LN jest popularnych zabiegiem.

Treść: 4+
Grafika: 4
Opakowanie: 4
Tłumaczenie: 3

Log Horizon #1

Log Horizon 1 – Początki Innego Świata
Mamare Touno, Kazuhiro Hara

Nie tylko Log Horizon początkowo oskarżano o bycie kopią swoich protoplastów, innemu dziełu Mamare Touno też przypadł ten zaszczyt – Maoyuu Maou Yuusha, w którym wiele elementów (z klimatem włącznie) przypomina Spice & Wolf.

Ogólny werdykt:

4-

Dobry z minusem

Data wydania: 4 maja 2016

Tłumaczenie: Paulina Tuczapska

Wydawnictwo: Studio JG

Liczba stron: 264

ISBN: 978-83-8001-122-9

Cena detaliczna: 24,99 zł


Komentarze